oczy ku ludziom, pytania jej zadającym, wznosząc, cieniutkim głosem wyrecytowała:
— Mama pszenicę piele… het tam! Tatko kosi… het tam. Chwedorka tatce jedzenie poniosła…
— I nikogo tu, oprócz ciebie, niema?
— Je… Ihnaś je…
— A gdzież on? Gdzie?
— W zamkniętej chacie w kołysce śpi…
W godzinę potem…
Ale poco ja to opisuję? Kiedy Tadeusz, mały synek Klemensa, parobka, i żony jego, Chwedory, utopił się w jamie z wodą, a ja to opisałam, powiedziano, że ta historja żadnego znaczenia i żadnej myśli nie posiada, bo przecież miał on matkę, która pilnować go była powinna, a ponieważ nie dopilnowała, więc stało się to albo przez prosty wypadek, albo przez niedbalstwo matki i nie było o czem mówić. Może to i prawda, bo te nasze chłopki są istotnie strasznemi hultajkami i wietrznicami. Latają niewiedzieć gdzie, robią niewiedzieć co i własnych nawet dzieci pilnować nie chcą. Wprawdze, Chwedorowa podówczas, kiedy jej Tadeusz do jamy z wodą wpadł, pod dozorem dworskiego oficjalisty warzywo pełła, a pełła je dlatego, że ze względu na tak brutalne i nieprzeparte potrzeby życia, jak jadło i przyodziewek, czynić to musiała; zaś naprzeciw warzywnego ogrodu, na cienistym ganku, panienki minjardisy robiły i czasem, dla rozrywki, przed gankiem kwiaty zrywały. Nic wcale przeciw minjardisom, ani zrywaniu kwiatów nie mam, bo są to zajęcia i niewinne, i przyjemne; myślałam tylko, że może panienki historyjkę o Tadeuszu, który utopił się w ja-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.
— 103 —