Do ciebie wzdycha smutne serce moje.
Gdziebych się już mógł nie bać żadnej trwogi.
W Tobie nadzieja, Ty mię masz sam w cale
Umie język ten być słodkim i pieszczotliwym, gdy nad śmiercią dzieciny ukochanej żale zawodzi:
Na którą nietylko moja cząstka ziemiańska,
Ale i lutnia dziedzicznem prawem spaść miała;
Tęś nadzieję już po sobie okazywała,
Nowe piosnki sobie tworząc, nie zamykając
Ustek nigdy, ale cały dzień prześpiewając,
Jako ten drobny słowiczek w krzaku zielonym
Całą noc prześpiewa gardłkiem swem ucieszonem.
Prędkoś mi nazbyt umilkła: nagle cię sroga
Obrazowym jest język ten, gdy maluje naturę:
Wiatry z północy wstają,
Jeziora się ścinają,
A dobitny jest w zwięzłości swej, jakby młotem kuty, gdy wypowiada zdania, które mają na zawsze już usiać klejnotami codzienną mowę narodu: