Na wyspie, którą wokół oblewało niezmierzone, niezgłębione morze, był raz ogród piękności bajecznej, tulipanami wszystkich barw świata zasadzony, narcyzów śnieżystą bielą jaśniejący. Z narcyzami o biel śnieżystą i większą szerokość źrenic walczyły roje jaśminowych oczu, po wysokich krzakach rozsypane, a nad tulipanami, u ramion pni wysmukłych, w sukniach takich jak słońce, takich jak księżyc i takich jak płaszcze królewskie, gorzały róże. W dole zaś, nisko, do kadzielnic ametystowych podobne, kępy fijołków wonie słodkie w powietrzu rozwiewały i, na tysiączne kolory pomalowane, z pośród traw wychylały się tysiączne liczka bratków. A w górze, wysoko, lipy kwitły, kasztanowe drzewa kiściami kwiatu, jak różanemi pochodniami ogrodowi przyświecały, warkocze smętne brzozy opuszczały na purpurowe, księżycowe i słoneczne róże.
W liściastych, kwiecistych zaciszach ogrodu tego, snopami brylantowymi biły w górę fontanny, noszące imiona różne. Jedna z nich nazywała się fontanną Marzeń, druga fontanną Tęsknoty, lecz innych też było