U tych słów, któreby należało złotemi głoskami ryć na frontonach świątyń i gmachów publicznych, kończę to rysowanie sylwetki pierwszego w czasie poety polskiego, to tylko dodając jeszcze, że będąc pierwszym w czasie i przez trzy z górą stulecia z nami rozdzielony, nie jest on poetą, jak mniema wielu, przestarzałym. Jeżeli są w duszach ludzkich klejnoty, których rdza czasu nie okrywa nigdy, to jednym z nich, pierwszej wielkości i najstalszego blasku, jest właśnie ten ideał dobra, który tkwi w poezji Kochanowskiego, jak brylant owinięty złotą przędzą. Sztukę przędzenia złotych nici poezji udoskonaliły wieki upłynione, uczyniły ją subtelniejszą, rozmaitszą, wyrzucającą z siebie połyski ognistsze, — lecz dziś jeszcze tak, jak i dawniej, tak, jak od samego zaczątku pochodu myśli ludzkiej, wielkiego poetę rozpoznać można po tem, czy w złotej przędzy słów jego tkwi ów brylant ideału. Nie wierzcie w wielkość poetów, którzy dają wam łupinę choćby najświetniej połyskującą, najkunsztowniej wyrzeźbioną, lecz pozbawioną tego idealnego ziarna, — bo chociaż sprawi Wam ona chwilę zabawy czy rozkoszy, zostanie bezpłodną, nie zasieje Wam w sercach wysokich uczuć i natchnień. Nie wierzcie także, aby te wysokie uczucia i natchnienia, aby miłość dobra powszechnego i praca, której ono jest celem, aby obowiązek, odwaga, cierpliwe i skromne pełnienie służby publicznej, a w potrzebie i poświęcenie dla niej samego siebie, były rzeczami staroświeckiemi. Nie wierzcie w staroświeckość cnoty. Ani dla poetów, ani dla innych pracowników w narodzie nie może ona nigdy stać się niepotrzebną. Jest ona wieczną; powstała w chwili, gdy ludzkość po raz
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —