wiele, cichych i szumnych, smaki wód i kolory mających rozmaite.
Mnóstwo motyli, barwami skrzydlate kwiaty udających, latało po tym ogrodzie, słowik często w nim śpiewał, dzwoniły wiecznie skowronki, polatywało różne inne, różnie na skrzydłach malowane ptactwo. I jednego tylko mieszkańca bajecznie piękny ogród doczekać się nie mógł; mówili, marzyli o nim wszyscy, którzy go zwiedzali, nie przybywał. Był to, za morzem niezmierzonem, niezgłębionem przebywający — błękitny ptak szczęścia.
I jedna tylko nad bajecznie pięknym ogrodem zawieszona była groźba, jednej troski doznawał ogrodnik, jedno przewidywanie zasępiało czoła zwiedzających. Oto: przychodziły czasem dnie, gdy szafirowy strop nieba ukrywał się za brzydkim, albo też strasznym stropem chmur, które na kwiaty, drzewa, motyle, ptaki spuszczały bicze deszczów i płachty nawałnic. A ilekroć chłosta biczów ostrych i ciężar płacht zimnych na ogród spadły, próżen śród wyspy stawał ten puhar rozkoszy, gasł cud, rozwiewał się czar i zdawać się mogło, że nie przyleci tu nigdy już, nigdy błękitny ptak szczęścia.
Co czynić? Ogrodnik w księgach się zanurzył i dotąd ich zapytywał, aż odpowiedziały.
— Zawieś dzwon! Pośród ogrodu zawieś dzwon i patrz tylko, aby miał kielich z mocnego spiżu i serce wielkie. Gdy wielkie serce dzwonu o mocny spiż uderzać będzie, powstaną pędy eteru tak wartkie, że rozproszą chmury i rozlegnie się pieśń, którą za niezmie-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —