Kaljopa była zbyt dobrze wychowaną, aby nie szepnąć także:
— Ładny obrazek!
Po chwili jednak, Erata z najsłodszym uśmiechem zaczęła:
— Przebacz mi, moja droga, ale ja tylko, doprawdy… z tem ciałem pogodzić się nie mogę… to wyraz tak materjalistyczny… rażący…
— To cóż ja zrobię, skoro chłopki mają ciało? — raźnie zaprotestowała Melpomena.
— Trzebaby to jakoś inaczej wyrazić…
— Jakże?…
— Możeby lepiej… doczesna powłoka, albo… albo… naczynie duszy…
— Ja znowu — zaczęła Kaljopa — wątpię, aby dziewczyna, która, jak napisałaś, ma wyraz ust kręgowców niższego rzędu, a w zielonawych oczach siny płomień żądz, mogła wzdychać: o, słońce!
— A ja jeszcze — dodała Erata — protestuję jak najmocniej, aby typem wiejskiego dziewczęcia była dziewczyna ospowata, brudna, w podarłem odzieniu i do zwierzęcia podobna…
Gdyby Apollo, bożek nietylko pieśni, ale i prawdy, przelatywał tamtędy, za ten sceptycyzm i za te protestacje Eratę i Kaljopę pochwaliłby bardzo. Ale Melpomena ozwała się z triumfem:
— Krótka noweleta, prawda?
Temu zaprzeczyć nie było można; towarzyszki potwierdzająco głowami kiwnęły, a Melpomena powtórzyła jeszcze:
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.
— 149 —