za tą ścianą i to głośnem chlipaniem, to kociem jakby miauczeniem przerywany, trwał ciągle.
Najciekawsza wszelkich zjawisk natury Melpomena powstała pierwsza i gęstwinę dzikich krzewów okrążała, za nią też powolniej i ostrożniej poszły Erata i Kaljopa, aż wszystkim trzem razem, na kępiasto rosnącej trawie pagórka, u stóp kolczastego berberysu, ukazał się widoczek drobny i żałosny.
Było to dziecko, drobne, kilkomiesięczne dziecko, znajdujące się w położeniu najmniej wygodnem i przyjemnem z tych, w jakich bezbronne i niewinne stworzenia znajdować się mogą. Matka, żniwiarka, przed wielu już godzinami zapewne, nic innego uczynić z niem nie mogąc, tu je umieściła, w chłodnym cieniu krzewów, w koszyku z łoziny, pod zawieszonym na łęku koszyka swoim pasiastym fartuchem. Pawilon ten, oprócz swych barw: granatowej i czerwonej, które czyniły go wspaniałym, ten jeszcze przymiot posiadał, że usypiającą pod jego przykryciem istotkę, od napełniających powietrze owadów chronił. W zamian, trwałość budowy jego wiele pozostawiała do życzenia, czego następstwem było, że uległ on przed chwilą smutnemu zniszczeniu. Może strąciła go z koszykowego łęku kolczasta gałąź berberysu, silniejszym nad inne podmuchem wiatru poruszona; skrzydło ptasie zaczepiło, lub wstrząsnęła polna lisica, ze strachu przed żniwiarzami kryjąca się w splątaną i ciemną gęstwinę, ale stało się!
Pasiasty fartuch na ziemi leżał, a w odsłoniętym i na ukośne, a jeszcze gorące promienie zachodzącego
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.
— 156 —