tylko wizje jego ducha, że są to tylko ducha jego płomienne żądze i proroctwa, nie rzeczywistość, nie to, co jest, co w momencie obecnym czas jego wypełnia. Wiedział, że tylko »z najwyższej dusz wyżyny« patrzy na »tę przyszłość prześwietlaną« i nie tajnem mu było, że do urzeczywistnienia jej trzeba ludzi innych, niż ci, na których ziemskiemi oczyma swemi spoglądał, że do urzeczywistnienia jej trzeba ludzi »w próbie grobu« przerodzonych w nadludzi. On już miał marzenie o nadludziach dużo wprzód, nim to słowo, z ust niezmiernie odmiennych wyszłe, rozległo się po Europie.
Cel olśniewający, powołanie olbrzymie, lecz drogi ku niemu poeta wykreśla nie po gładkich posadzkach, nie po złotych piaskach, nie po różach, ale »po piekłach trudu i czyśćcach zasługi«. On jasno widzi, co na tych drogach »bólu jeszcze i klęski«, więc gdy Irydjon, który nic dla Grecji nie wywalczył, ponieważ orężami zła walczył, budzi się ze snu wiekowego, poeta ustami Chrystusa do niego przemawia:
»Idź na ziemię mogił i krzyżów i zamieszkaj pomiędzy braćmi, których ci daję.
Idź i czyń, choć serce twoje wyschnie w piersiach twoich, choć zwątpisz o braci swojej, choćbyś miał o mnie samym rozpaczać — czyń ciągle i bez wytchnienia«.
I wtedy dopiero, gdy czyn bez wytchnienia złotym dymem ofiary wzbije się nad otchłanią i ciasnym przesmykiem:
»Zorzę rozwiodę nad wami, udaruję was tem, czem Aniołów moich obdarzyłem w niebie — szczęściem i tem, co obiecałem ludziom na szczycie Golgoty — wolnością«.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.
— 183 —