Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —

tęskność niezmierzona, niezgłębiona z a błękitnym ptakiem szczęścia!
Gdy bój się skończył i siły się wyczerpały, gdy w świetle gwiazd coraz liczniejszych odsłonił się widok puharu rozkoszy, cudu i czaru świata, rozkołysał się dzwon nad otchłanią losów swoich i rozdumało się serce jego nad zagadką oblewającej je tęskności niezmierzonej, niezgłębionej.
Nie sam już spiż w nam grał, lecz kryształowem szemraniem odzywały się krople z fontanny Marzeń i echo słowiczej pieśni w oddali podzwaniać zaczęło.
Czemu zamiast ze spiżu nie powstało z krep lekkich, które motylom na skrzydła z krosien swych strąca natura? Czemu nie spadłem z krosien natury gołębiem, który na słodkie noclegi gniazdo pod strzechą spokojną uwija. Czemu z ziemi nie wyrosłem jako ten tulipan, co gdy słońce jaśniało, u stóp złotych akantusów, ku śnieżnemu kielichowi lilji koralowy kielich swój pochylał? Lub gdym stworzon został poto, by w bój z potworami życie swe, jak słomkę w stos gorejący, wrzucić, czemu mistrz odlewca w spiż mój trel słowiczy wetchnął i wrzucił różę? Czemu z pod złotych uplotów akantusowych wyjrzała ku mnie lilja biała? czemum ją ujrzał? I czemu dusza jej, w cudnej zaklęta woni, na mgnienie, na jedno, złączyła się z duszą zaklętej we mnie róży? O liljo! O blasku dni pogodnych, gdy motyle na skrzydłach z krep lekkich pocałunki od kwiatu do kwiatu przenoszą! O ciszy gniazd gołębich, loty par jaskółczych, rozwierające się pod gorącem okiem słońca puhary rozkoszy! O czaru serdecznego rzeki, które rzeźwicie pustynie