Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —

ziemi! O cuda serdeczne, co po jej ranach płyniecie balsamem i piersiom dajecie długich ukojeń i cichych radości oddechy! O liljo! Woni swej tchnienie jedno przyślij mi… jedno tchnienie woni twej, liljo biała! liljo! błagam cię, ja, który z hufcem olbrzymich potworów bój zwycięski stoczyłem… o liljo!
Tak śpiewał tera dzwon. Pieśń jego była jako błaganie, które wie, że wysłuchane nie będzie, jako westchnienie, które wie, że się po zimnych rozłogach pustyni rozwieje i czyniła się coraz cichszą.
Czyniła się jako dzwonienie rosy, gdy na trawy i kwiaty spada, jako słowiczy trel, gdy daleko, daleko odlatuje, jako szelest płatków róży, gdy uwiędłe rozlatują się na wietrze. Czyniła się jako melodja, która po klawjaturze życia stacza się coraz niżej, bo dłonie ją wygrywające wszystką moc swą już z siebie wydały i która coraz ciszej, ciszej płynie ku akordowi, mającemu być rozgłośnem, bo ostatniem westchnieniem konania…
Rozległ się pod gwiazdami ostatni akord dzwonu, przeciągłem westchnieniem długo w powietrzu brzmiał i umilkł. Nad uciszonym w przedporankowej senności ogrodem, wschodzić poczęło wpółsenne, słodkie, błękitne świtanie.

∗                ∗

Gdy białe opary o świtaniu podnoszące się nad ziemią pierzchły i odsłoniły przeczysty strop nieba, gdy na niebo i ziemię tarcza słoneczna wyrzuciła pierwsze snopy strzał olśniewająco złotych, ogród ukazał się w ca-