Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.
— 222 —
III.

Południe. Jakby ognisty glob niebieski spadł na rzekę i powierzchnię jej osypał niepojętem mnóstwem rozpłomienionych okruch! Ale nie! Słońce pała pośrodku firmamentu, a tylko promienie jego łamią się i rozkruszają na falach w olśniewające iskry. Każda fala ma swoją wielką drgającą iskrę i płynie z nią, jak rozgorzałą w szalonej radości źrenicą. Od tej szerokiej, płynnej smugi błękitu i ognia bije w powietrze łuna złotawa. Powódź światła zalewa ziemię, chór blasków wzbija nad ziemią triumfujące: Gloria!
W powodzi światła, w chórze blasków, na płynnej smudze błękitu i ognia kipi wezbrane życie. Jest ona teraz gościńcem, po którym nie same jedne tylko biegną fale, o rozgorzałych w słonecznym upale źrenicach. Suną po nim, fale te ciężko przytłaczając, szerokie i długie tratwy, w mowie miejscowej noszące nazwę płytów. Słońce tak je wyzłaca, że mają pozór statków bajecznych, naładowanych sztabami złota. Jakby Kalif Harun al Raszyd podarki ślubne słał ulubionej królewnie. Są to tymczasem trupy ściętych daleko i daleko uwożonych drzew. Nad niemi z ognisk flisackich wzlatują sine mgiełki dymów; dokoła nich jaskółkom podobne, przemykają, albo kołyszą się na fali drobne czółna rybackie; gdzie indziej z ogromnym pluskiem wody rozlegają się wesołe krzyki i śmiechy kąpiących się dzieci wiejskich. Od wsi, która wieńcem chat szarych i drzew srebrno-zielonych osiadła u szczytu wybrzeża, bucha gwar głosów zwierzęcych i ludzkich; pochwytuje go las ciemny