Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —

jąc dzieci hodować, chorych pielęgnować, ogrody obsiewać i zasadzać. Skromna, zdaje się, pozycja społeczna, niskie roboty, nieprawdaż?
Otóż, spotkałyśmy się dnia pewnego w alei ogrodowej i długo chodziłyśmy razem, a ona mi o swojem życiu rozpowiadała. Gdzie była, jakim ludziom służyła, jakiemi bywały zajęcia jej, trudy i troski. Duże trudy, dojmujące nieraz troski. Bo nic to nie znaczy, że szło zawsze prawie o rzeczy drobne; dla niej były one ważne, jak sumienie.
— Bo co to jest, proszę pani, cudze dobro zmarnować, czy zepsuć, czy na zgubę narazić, kiedy ono uczciwości mojej powierzone zostało! To zgryzota taka, że od niej po nocach spać nie można i człowiek potem ze skóry wyłazi, aby wynagrodzić, odpracować, naprawić zrządzoną szkodę…
Wcale ładnie! Skromna dusza ta nieco podlatywać umie, pomyślałam i zapytałam, czy też nie uprzykrzyły się jej te zachody, krętaniny, nigdy nie kończące się roboty, a tak liczne i tak drobne, jak ziarnka tego piasku, po którym stąpamy.
Pewno, pewno, chciałaby czasem odpocząć, choć miesiąc, dwa nie robić, niczem się nie kłopotać, rankami spać dłużej, wieczorami móc sobie z kimkolwiek mile pogawędzić. Nie jest już młoda, nie, więc czasem zmęczoną się czuje i dusza tęskni za czemś, za czemś takiem, czego nie doznała… Ale i pociechy ma, pociechy duże, za które Panu Bogu dziękuje codzień…
— Bo, proszę pani, czy to ja nie wiem i nie rozumiem, że w mojem ręku często zdrowie ludzkie, dostatek

Nowele i szkice
2