Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.
— 19 —

i gdy obejrzę się za siebie, to widzę je świecące — jak brylanty!
Oprócz tych brylantów, jaśniały za nią na drodze przebytej inne jeszcze bogactwa. Strasznie lubiła w ogrodach zasiewać, zasadzać.
— Już i na ziołeczko drobne i na kwiatek pachnący ręką moją zasiane, kiedy z ziemi wysuną się, mile sobie spoglądam, bo wprzód nie było ich, a teraz są i ot, w tem miejscu gdzie są, zieleniej zaraz, pachnie i pożywienie dla człowieka czy choćby dla jakiego stworzenia wyrasta. Ale razy kilka to nawet i drzewka sadziłam. Już mniejsza o to, jakim sposobem, dlaczego, kiedy przyszło mi w tem ogrodnikom dopomagać, ale sadziłam i potem, przez lat kilka przypatrywałam się, jak one rosły, a razem z niemi i dusza we mnie od pociechy doznawanej rosła. Bo co to znaczy, proszę pani, drzewinę jaką gdzie zasadzić? Znaczy to, że komuś, kiedyś owoce ona rodzić, jeżeli owocowa, a jeżeli inna jakaś, dla ozdoby i cienistości posadzona, komuś, kiedyś oko cieszyć, lub głowę cieniem osłaniać będzie… Oko może zapłakane, głowę może zmęczoną… Dawno już ja moich tych drzewin kochanych nie widuję, już pewno wielkie powyrastały, owoce rodzą i cień szeroki rozpościerają. Ani owoców ich, proszę pani, ja nie jem, ani w cieniu ich nie ochładzam się, gdy mi gorąco, ale kiedy obejrzę się za siebie, widzę je stojące i świecące jak jasne świece.
Brawo! ślicznie! Zupełnie wysoko dusza ta wzlatywać umie i z sobą pod błękity unosić swoje drobne, niskie prace! czy złudzeniem to jest, czy naprawdę piasek, po którym stąpamy, staje się złotym, złotym? Tak,

2*