Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —

tak; przedarły się przez gałęzie drzew alejowych smugi światła słonecznego i każde ziarnko piasku u stóp naszych przemieniły w ziarnko złota.
Ona zaś po tem złocie stawiając stopy duże w obuwiu zniszczonem i grubem niezgrabne na swoje brylanty i jasne świece znać patrzała, bo na twarzy jej szeroki uśmiech tak rozprostował skórę ogorzałą i zgrubiałą, że stała się prawie zupełnie gładką.
Zapytałam jeszcze, czy prawdą jest to, co niepewnie i mętnie o synu jej słyszałam?…
Tak, tak, było to prawdą. Zamężną niegdyś była, z mężem żyła krótko, owdowiała i syn jedyny jej pozostał. Jak hodowała go, na służbach w domach obcych przebywając, ile serdecznych, niewypowiedzianych trosk i trudów dla niego poniosła… opowiadać nie będzie, bo to rozumie się samo przez się. Matką była. Do cudzych dzieci zawsze ją coś ciągnęło, a cóż dopiero… Wyrósł jakoś zdrów, tęgi, ładny, dobry i na swój chleb już był poszedł, kiedy raptem zawieruszyło się na świecie.
— O co i dlaczego się zawieruszyło, pani to wie lepiej ode mnie. Ale i ja wiedziałam. Bożeż mój drogi! Prostą kobietą jestem, ale ojciec i matka, choć ludzie także prości, tego i owego mię nauczyli, to i owo do miłowania pokazali. A potem już i sama niektórych rzeczy napatrzyłam się i domyśliłam. Ojczyzna! Boże mój kochany! I jeszcze sprawiedliwość, ta święta sprawiedliwość, wedle której człowiek człowieka przegryzać, tak jak ten robak drzewo przegryza — nie powinien. Więc kiedy Władek powiedział mnie: »Mamo, ja za ojczyznę i sprawiedliwość!…« Wspomniałam na Izaaka, który