Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —

— Ja… ja, Karuniu, robię sobie polenezę… z pelerynką fantazyjną, rękawy zebrane, mankiet gładki, pasek ukośny, zapięta na brandebury, do tego spódnica w kontrafałdy, rozcięta na aksamitnym pasie, boki w klinach, zamiast pufa, wachlarz z etaminy… zupełnie polski ubiór… poloneza i brandebury… powinnyśmy wszystkie mieć choć po jednej polonezie… Ja mam imię pierwszej królowej polskiej: Wanda i będę nosiła polski ubiór a Rózia nie chce; przepada za francuskiemi draperjami i patkami, czy to pięknie?
Tej cechami charakteru dominującemi były widocznie zapał i patrjotyzm. Ale Róża nieskończenie poważniej zapatrywała się na sprawy.
— Powinnyśmy i od obcych przyjmować rzeczy dobre i piękne — odparła. — Pod tym względem jestem zupełną kosmopolitką…
Karolina chciała też protestować.
— Ale wachlarz z etaminy… — zaczęła.
Nie mogła mówić dalej, bo śliczne dziecię, które dotąd po trawniku igrało, do altany wbiegło i z perlistą kaskadą śmiechu upadło jej na piersi.
— Fi, Marie, któż to śmieje się tak głośno i rzuca się na mamę z takimi obcesowymi ruchami, — łagodnie lecz stanowczo upomniała ją matka. — Rozbawiłaś się bardzo i zapomniałaś o tem, jak panience postępować wypada!…
Sześcioletnia panienka przestała śmiać się, w wyprostowanej postawie przed matką stanęła i w drobnych paluszkach, ze zmięszaniem i trochą ukrytego gniewu,