mięła liść akacji. Dwa okrzyki, pełne zachwycenia, zabrzmiały jednocześnie.
— Jak ty ją rozumnie prowadzisz!
— Jak ty ją ślicznie ubierasz, Karolciu!
Szatynka szczebiotała jeszcze:
— Jaką ona ma delikatną płeć, jakie śliczne oczy! Szkoda tylko, że owal twarzy nie zupełnie jest regularny, ale może się to jeszcze uformuje.
A brunetka z powagą dodała:
— Dla piękności układ ma niezmienną wagę. Niech już lepiej ma owal twarzy mniej regularny a od dzieciństwa do dobrego układu przywyka…
Śliczne istotnie oczy dziewczynki, od niedawnej zabawy, jak błękitne gwiazdy gorejące, bystro i pojętnie przelatywały z twarzy na twarz mówiących. Zarazem, wyprostowała się ona jeszcze trochę i, wypuściwszy z palców listek akacji, łokcie do boków przycisnęła i rączki u piersi złożyła. Szeptem takim, jak rozwiewny szmer zefiru, zapytała:
— Mamo, czy można zdjąć kapelusik?
— O! — uprzedzając odpowiedź matki, zawołała szatynka, — nie pozwalaj jej zdejmować kapelusza, tak jej w nim do twarzy!
— Bolero! — z zamyśleniem wyrzekła brunetka, rzecz sama równie piękna jak i nowa. Znać, że z Hiszpanji pochodzi. Marzę zawsze o Hiszpanji… o tym kraju miłości i poezji…
— Te pampile są śliczne, ale pompony powinny być jeszcze wyższe, końcami palców dotykając kapelusza dziewczynki, szczebiotała blondynka.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —