Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —

nie zgadzał się. Myślę sobie: trzeba już chyba stosowną chwilę wybrać. Raz, widzę, smutny czegoś… pytam się czego? Mówi, że jemu także tęskno trochę za światem, za umysłową rozrywką, za muzyką, do której kiedyś był przyzwyczajony. Wysłuchałam tego wszystkiego, ucałowałam go, trochę nawet zapłakałam; do fortepianu poszłam i śpiewać zaczęłam. Wybrałam właśnie te arje, które on najlepiej lubi… Było to szarą godziną, sama czułam, że śpiewam dobrze, głos mój rozlegał się po cichym i ciemniejącym salonie. Władzio z początku siedział w kątku, a potem na palcach przeszedł salon i usiadł przy mnie. Kiedy po krótkiej przerwie zaśpiewałam znowu, uczułam, że obejmuje mię i że jest bardzo wzruszony. Przestałam śpiewać… zaczął całować mię tak, jak gdybyśmy się tylko co pobrali, a potem… potem, zapytałam go cichutko: czy pojedziemy zagranicę? Odpowiedział mi: wszystko, wszystko zrobię, czego chcesz! Ja dobrze wiedziałam, że i on chciał tego samego, a tylko różne względy go powstrzymywały, ale w tym dniu i przy moim śpiewie rozmarzył się trochę i zdecydować się musiał. W trzy dni potem pojechaliśmy…
W łagodnych jej oczach przemknął błysk triumfu. Róża z zadumą wyrzekła:
— O, wielki być może wpływ kobiety!
A Wanda ze wzniesionemi oczami i różowym paluszkiem, do drobnych, ust przyłożonym, dokończyła:
— Ale tylko — kobiety-anioła!