Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

głowy zdumione zaszumiały: dziwy! dziwy! Nieśmiertelność za biały, za skromny, za biedny kwiat głogu!
We wrzawę tę wmięszał się wkrótce głos młodzieńczy, spokojny, królewski. Z dumą królewską i spokojem niezłomnego serca Zefir odpowiedział:
— Ten biały, ten skromny, ten biedny kwiat głogu, gdym chodził na łowy ze złotych włosów swych wyjęła Śpiewna, piosnkę o nim zaśpiewała, ustami płatków jego dotknęła i mnie go dała, prosząc: pamiętaj! Nie oddam go za nieśmiertelność, bo spoczęły na nim pieśń, pocałunek i prośba Śpiewnej!
Wtedy Sylla, goręcej od purpury swej płonąca, ramiona wzniosła ku niebu.
— Artemido! na pomoc! — zawołała. I z piersi wzdętej wyrzucała błaganie.
— Artemido! Spraw, aby ten wzór stałości niezłomnej przemienił się w żywioł najniestalszy, najzmienniejszy, najlotniejszy, nigdzie pod gwiazdami stałego siedliska niemający! przemień go w to, co pasie chmury pod stropem niebieskim i gna fale za falami po morskich przestworzach, co liśćmi drzew wstrząsa, korony kwiatów kołysze, rosę z traw trąca, wonie roznosi i niewidzialne wśród wiekuistej wędrówki, westchnieniami i łkaniami napełnia przestworza! przemień go w tchnienie, w westchnienie, w powiew, w szmer, w wiecznie uciekające, nieśmiertelnie trwające — nic!
Zaledwie to wyrzekła, Zefir zniknął, a natomiast w cichych dotąd cyprysach wiatr zaszeleścił, zaszemrał, westchnął i w las uleciał, kołysząc wachlarzami paproci,