Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

z róż dzikich strącając płatki, na szczycie niebosiężnego platanu rozwiewając pióra skrzydeł śpiącego orła.
Za sprawą nimfy potężnej bogowie przemienili królewicza Zefira w lekki i ciepły wiatr, który na zawsze miał nosić imię jego; ona zaś sama, ta zakochana, zawistna i mściwa, męką triumfu swego uniesiona, z głośnemi łkaniami, do szkarłatnego płomienia podobna, na jeleniu złotorogim ku dzikim głębiom puszczy pędziła, a za nią, jak szczekające bałwany morza, gnały błękitne jej sfory.
Śpiewna… O, gdzież jest pendzel, któryby odmalował jak w sercu rozdartem płonie i krwawi się rubin tęsknoty? Długo, długo po leśnych zaciszach, polanach i łąkach, nad wód strugami błękitnemi, w gęstwinach cyprysów, platanów i buków, Śpiewna, szukała Zefira. Tak go szukała, że czerwone blizny okryły jej stopy, lice zbielało jak kielich powoju, źrenice od łez przygasły, jak przygasają gwiazdy, gdy w noc jesienną wzbiją się ku nim mętne i mokre opary ziemskie. Do widma chwiejnego, do żywego obrazu żalu i bólu podobna, po wszystkich drogach i ścieżkach błądząca, ze szczytu Idy zstąpiła nad brzeg morza i tam, niezmierzonym przestworzom wód i nieba skarżąc się zapłakanemi oczyma, śpiewać zaczęła. W smutku bezdennym śpiewała o szczęściu bezgranicznem a minionem, więc nie dziw wcale, że zwątlałe jej siły wzrosły i głos wzbił się tak wysoko, rozległ się tak szeroko, zawarł w sobie takie głębie rozkoszy i męki, że fale morza powściągnęły się w biegu i spienionemi grzywami owinięte stanęły nieruchome, szerokoskrzydłe mewy w powietrzu zawisły, a wysoko na niebie Apollo złoty