Otóż czy powinni oni opowiadać światu wszystko co w otchłani cierpień widzą i słyszą?
Wiele w obecnych czasach jest mowy o pesymizmie, nie będącym niczem innem, jak tem właśnie wpatrywaniem się w otchłań cierpień, w nierównomierność dwu dziedzin ludzkiego życia: jasnej i ciemnej. Wielu powiada, że ukazywanie tej otchłani i tej nierównomierności ludziom, którzy sami nie ujrzeliby nigdy całej wielkości ich i grozy, osłabia najpotężniejszą sprężynę ludzkiego życia: nadzieję, gasi drobny, lecz siły ludzkie podsycający ognik wesołości, piołun sypie na podniebienia, a w dusze leje zmrok zwątpienia. I to jest prawda. W dodatku jednostronnie na sprawę tę patrząc, pocóż, zdaje się, nadwrężać lub przeinaczać dobroczynne prawo natury, które pozwala, aby ludzie jak dzieci, dla których dziś tylko istnieje, o wczorajszej chłoście nazajutrz pamięć tracili, a wciąż odeń ku błękitnym strumykom odbiegali?
Z drugiej przecież strony, człowiek, zdaje się, powinien być tak dumny, aby go obchodzenie się z nim, jak z dzieckiem lub półgłówkiem, obrażało. A nie ukazywać mu prawdy dlatego, że go ona zaboli, albo mu zaszkodzi, jest to dowodzić, że się go ma za dziecko albo półgłówka. Jakto! Więc ci, którzy pogodnie spoglądają na świat, uważają człowieka za istotę tak słabą i lichą, że ją dokładne rozpoznanie właściwości własnej istoty i własnego życia z nóg zwalić, posiadanie prawdy zgubić, a jedynie fałsz, albo przynajmniej półfałsz przy życiu utrzymać może! Tak mniemając, jakimże sposobem mogą oni pogodnie zapatrywać się na świat? Z takiem
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.
— 45 —