mniemaniem są oni stokroć większymi pesymistami od tych, którzy z tajemnic otchłani zasłonę zdzierają śmiało, bo myślą, że człowiek jest dość silny, aby bez omdlenia dźwignąć brzemię boleści i dość dobry a przemyślny, aby zmniejszenie ciemnej dzielnicy świata przedsięwziąć. A może do samej głębi otchłani wzrok zapuściwszy wszystkie niezliczone mnogości składające to, co im się bryłowatą jednością wydawało rozpoznawszy, ludzie, jak robotnicy na jeden łan spędzeni, spólnie i gorliwie kosić chwasty, tępić miecze, odganiać widma, osuszać bagniska rozpoczną? A może właśnie łoi, co osłabionem być miało: nadzieja w tysiąckroć, przed obliczem wielkiego dzieła, spotęgowane zostanie? Może też, — jak struny mistrzowskiemi palcami targane, — serca ich rozśpiewają się najwyższą, najpiękniejszą, najprzenikliwszą pieśnią współczucia i pieśń tak jak żołnierzy do zwycięstwa, — lepiej nad wszystkie inne rozumy ich i dłonie wzbije ku wszechmocy?
Tak marzą ci, którzy dokładnie widzą niezmierne smutki świata i o nich opowiadają. Czy nie są w błędzie? Czy im, jeżeli nie milczenie, to przynajmniej półmiłczenie, jeżeli nie kłamstwo, to półprawda nakazanemu być nie powinny? Może, jak niegdyś przed wielomównymi prawnikami rzymskimi, należy przed nimi postawić zegar z zaleceniem, aby nie ważyli się mówić dłużej, jak przez czas jednego jego obrotu, bo gdy na wodnej klepsydrze strumień ciec zacznie po raz drugi, powiedzą oni pewno coś takiego, co dla sprawy szkodliwe będzie? jeżeli ich marzenie nie jest jednym z tych snów o niebie, które od po-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —