Nic dziwnego, że naród każdy kocha swoją mowę; jest ona wyrazem jego duszy i świadectwem wiekowych jej prac i dążeń. Nic dziwnego, że naród każdy kocha piśmiennictwo swoje, bo jak zwierciadło odbija ono w sobie jego duszę, dopomagając zarazem jej i temu jej wyrazowi, którym jest mowa, do wdzierania się na szczyty — na szczyty siły i piękna.
Stosownie do stadjów cywilizacyjnych przez narody przebywanych, stosownie też do zdolności rozumowych i uczuciowych przez narody posiadanych, mowy narodowe bywają różne: mniej albo więcej bogate w słowa, mniej albo więcej wysubtelnione, wycieniowane, wgłąb idące i wszerz rozpostarte. I piśmiennictwa także bywają różne, dłuższą lub krótszą przeszłość za sobą mające, obficiej lub mniej obficie nalane wielkiemi myślami, słabszym lub silniejszym lotem wzbijające się ku ideałom.
Mowa polska jest obecnie władczynią zasobu słów ogromnego, ma w układzie słów swych gibkość woskową, w brzmieniu ich dźwięczność stali i śpiewność harfianych strun i niema nic takiego na obszarach myśli ludzkiej i nic takiego w głębinach ludzkich serc, czegoby ona wyrazić, wysubtelnić, uplastycznić, wydzwonić, wyśpiewać nie mogła.
Piśmiennictwo polskie ma za sobą od pełnego rozkwitu swego lat czterysta, od pierwszych brzasków swych siedem stuleci i można je porównać do rzeki falami złotych myśli płynącej, albo do ptaka, który na stu skrzydłach wzbija się ku górze, albo jeszcze do pługa, który lemieszem ostrym, błyszczącym i niestrudzonym orze grunt pod duchowe życie narodu. Stało to piśmiennictwo
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.
— 56 —