Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.
— 60 —

zagadkę jej dziejów, będą mieli trudność nieprzezwyciężoną w wytłumaczeniu tego momentu przez wahanie się cen i zarobków, stosunków pracy do kapitału, rolnictwa do przemysłu i t. p. Jest w tym momencie coś więcej nad to wszystko, coś natury wcale innej, coś wcale niedostępnego dla ołówka, który liczy pieniądz i dla szali, które ważą chleb i mięso.
Oto czasy odległe, przeszłość przedwiekowa. Naród znajduje się w chwili życia swego zawiązkowej, do liścia w pąku, czy do dziecka o niewyraźnych rysach podobny. Nic w nim jeszcze niema wykończonego, dorosłego; lecz wszystko: budowa miast i wsi, uprawianie roli, sposoby zamieniania płodów pracy, praca sama, myśl, wiedza zaledwie są rozpoczęte, naszkicowane, ułamkowe, uciążliwe i błądzące. Składa się z ludzi, z których każdy jest zaledwie szkicem przyszłego człowieka.
W zarannej tej porze wyszedł na niwę rolnik i pługiem pierwotnie zbudowanym rznąć począł w grube zmarszczki ciemne oblicze niwy. Twarz jego nisko ku obliczu temu pochylona, barwą do niego podobna; kroplami znoju świecąca. Jednak, podniósł raz głowę i długo już nie pochylał jej nad ziemią. Ręce od pługa mu odpadły, stopy wryły się w zagon, oczy tkwią w krzaku, który u brzegu niwy pod zielonym gajem stoi cały w złocie słońca i w białości kwiecia. To rozkwitły krzak kaliny, żaden dla rolnika dziw, bo widział go on już nieraz. Ale widział — nie widząc. Teraz widzi i patrzy. Zarazem słucha, gdyż niedaleko od kaliny, w gaju, śpiewa słowik, również żaden dla rolnika dziw, bo słyszał śpiew ten nieraz. Ale słyszał — nie słysząc. Teraz słyszy i słucha.