Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.
— 62 —

i mocno. To błyskawica namiętności ludzkiej przeleciała mu przed wzrokiem i tragizm zbrodni młotem o mózg uderzył. Czerwone smugi i ponure cienie przed oczyma jego po zamku pańskim błądzić poczynają. Widzi śród nich pana-rycerza, powracającego z wojennej wyprawy, panią z nożem w ręku, rumaków, na których z ogniem gniewu i zemsty na twarzach przyjeżdżają »bratowie« pana, grób zamordowanego, z którego wyrastają czerwone kielichy lilij. Czy tak było w rzeczywistości, albo inaczej, nie wie, ale wie, że tak widzi, a widzi z taką mocą, że innym pokazywać musi. Pokazuje słowami to, co widzi i, jak widzi, opowiada. Wiele uszu opowiadania jego słucha i wiele ust powtarzać je zaczyna.
Gdzieindziej, wyrobnik ubogi spotyka się w drodze z hufcem rycerskim, który od złota i stali błyszczy, kopytami rumaków po ziemi grzmi, sztandarami rozwianemi w powietrzu szumi, twarzami jasnemi od radości, groźnemi od siły, jak słońcami świeci. Coś z tej siły i coś z tej dziarskości, z tej dumy i z tego triumfu przenika do piersi, szarą sukmaną okrytej, i zaczyna ona cieszyć się nie swoją radością, pysznić się nie swojemi zwycięstwami, drżeć, wzbierać, śmiać się, szaleć, aż wybucha nutą męstwa i triumfu, słowami uwielbienia, chwalby i — powstaje, rozlega się po świecie pieśń rycerska, wojenna, szumna, dumna i wesoła, z echami jęków ludzkich i dzwonów pogrzebowych na dnie.
To samo i tak samo dzieje się wszędzie: w świątyniach, w głuchych lasach, na szczytach gór, na szumiących wysokiemi trawami rozłogach stepów, w rozdołach wąwozów, które zielone wrota nad brzegami rzek błękit-