pięknością, płacze nad jego ranami i nad ciemnemi jego otchłaniami zapada w bezdenne zadumy. Dobra i mądra wieszczka daje mu poznanie tego, co w nim jest najgłębsze, najdrogocenniejsze i najbardziej tajemnicze; daje mu ona poznanie — własnej duszy.
Idzie dalej i to samo, co czyniła z tajemnicami duszy człowieka, czyni z biegami, powikłaniami jego losów. Odkrywa te potoki nieskończenie odmienne, po których żeglują łodzie ich niezliczone, odsłania rozlane po nich dwa przestwory nierównej wielkości: błękitne jezioro szczęścia i czarny ocean cierpienia.
Z jednego i z drugiego wydobywa jedno z najostrzejszych swych narzędzi, którem jest kontrast, i dopóty zmusza świat do patrzenia na krew i na róże, na purpury i na łachmany, na czary nalane winem z Falernu czy miodem z Hymetu i na oczy napełnione łzami, na żałoby i gody, na rozkosze i na męki, aż w nim serce krzyknie od współczucia i sumienie obudzi się z szeroko otwartemi oczyma, aby długo lub nigdy już więcej do snu spokojnego ich nie zawrzeć.
A ona, w dalszym ciągu czyni zadania swoje. Myśli. To jest jej przez pewną szkołę estetów wzbraniane najsurowiej. Ma ona malować, rzeźbić, śpiewać. Tylko. Oprócz tego, wolno jej jeszcze szaleć zmysłami rozuzdanemi i konwulsje, spazmy, kaprysy zmysłów, o ile podobna wyszukane i nadzwyczajne, w wizjach od stóp do głów odsłoniętych i nagich, przedstawiać. I wolno jej jeszcze wydawać nadludzkie wycia przy zadraśnięciu choćby małego, byleby własnego palca i, — jak to niedawno pewien z tej szkoły poeta uczynił, — księżycowi
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 68 —