woli i pomimo niewoli, w okowach, we Łzach, prowadzi nieustannie swe rzeźbiarskie, malarskie, śpiewackie, myślicielskie roboty, przed zmęczone oczy, przed rozbolałe serca, przed mdlejące dusze narodu stawiając wizje rzeczy pięknych, rzeczy dobrych, silnych, czystych, wiekuistych, z których biją żywiące i wskrzeszające zdroje… Przychodzą ludzie obojętni, wzgardliwi i dumni, patrzą na zwyciężonego, który w okowach, jak martwy na dnie ciemności, rozciągnięty leży i mówią: już umarł, już go niema! Ona naprzeciw tym ludziom powstaje i odpowiada: Cogito, ergo… Nie! Cogito et amo, ergo sum! Myślę i kocham, więc jestem! Wśród śmierci pozornej, ona życiem swem świadczy o niezgasłem i do zgaszenia niepodobnem — życiu narodu.
Wtedy jest sztuką patrjotyczną. I niech nikt nie waży się na tę jej postać rzucać kamieniem potępienia, bo wtedy drugiem imieniem jej jest Miłość, trzeciem Odwaga, a czwartem wielkie Cierpienie, bo wtedy służy ona temu co jest na ziemi najwspanialszem: Sprawiedliwości i Wolności, a strzeże tego, co na ziemi najpiękniejsze i najdroższe: życie.
Ale jeszcze jedna istnieje na świecie jej robota: cicha, skromna, napozór drobna, jednak uroku i słodyczy pełna.
Pisarz pewien, z imieniem bardzo głośnem, otrzymał raz list następujący: