Ta strona została uwierzytelniona.
162
ELIZA ORZESZKOWA
na obie strony wysokie ściany gałęzi niezliczonych. Promienie słońca lały się w te zielone gęstwiny i przeświecały z za nich jak strugi złota, niektórym liściom nadając przezroczystość szklaną, inne pozostawiając w cieniach głębokich. Pas ziemi ciemnej, ciągnący się u podnóży pni grubych, zaścielała sieć, której oka były złote, nierówne i ruchome.
Klara umilkła, zwolniła kroku, i uśmiech zbiegł jej z twarzy, której Przyjemski przypatrywał się z ciekawością i rozkoszą.
— Jaka pani wrażliwa!... — zauważył z cicha.
Nie odpowiedziała, szła, jak przez kościół, lekko, prawie na palcach, zaledwie dotykając ziemi.
W milczeniu przeszli aleję ró-