Ta strona została uwierzytelniona.
174
ELIZA ORZESZKOWA
— O takiej chwili, ach! dwa serca płoną,
Jeśli coś mają przebaczyć, przebaczą,
Jeżeli o czemś zapomnieć, — zapomną!«
Minuty płynęły: poemat zbliżał się do końca.
Kochanka uwiedziona »zniknęła jak sen jakiś złoty«; kochanek, który wierzył, że z »tęczy wyszła«, żalił się na jej utratę.
— »Słowiki jęczą i fontanna płynie,
Mówią mi o niej — ja serce otwieram
I o śmierć prędką modlę się z rozpaczą...«
Czytając oderwał wzrok od książki i przeniósł go na twarz towarzyszki. Z jej źrenić, nalanych iskrzącem się złotem, nieruchomych, dwie duże krople występowały i osiadały na rzęsach.
Ruchem powolnym wyciągnął ramię i okrył dłonią jej rękę, której nie usunęła, tylko dwie krople