Ta strona została uwierzytelniona.
70
ELIZA ORZESZKOWA
podziurawionych i kołyszących się od starości.
Usiadła na jednym z nich, dłonią twarz podparła i wpatrzyła się w wieczór piękny, cichy. Cicho tu było bardzo. Nikt już nie przejeżdżał o tej porze ulicą, ciągnącą się za parkanem, ustronną i prawie zamiejską. Od środka miasta dochodził szum daleki, przez odległość stłumiony i monotonny. Wielkie drzewa w ogrodzie książęcym czasem szumiały z cicha, czasem milkły i stały wśród zmroku, jak ściana czarna. Niebo sierpniowe było pełne gwiazd, które ciemność nocy czyniły podobną do zmierzchu wieczornego, pozwalającego rozpoznawać zarysy dość oddalonych przedmiotów.
Klara rozpoznawała swoją al-