migotały suknie kobiece i rozlegały się głosy ożywionéj rozmowy. Adolfina jednak zdawała się nie widziéć nic i nie słyszéć. Wbiegła na ganek i stanęła w szeroko rozwartych drzwiach salonu. Mogło się zdawać, że spłynęła tam ona po jaskrawéj smudze zachodzącego słońca, która ozłociła suknią jéj, gorącym kolorytem zabarwiła twarz, a włosy osypała iskrami. Z ustami drżącemi jeszcze od wzruszenia i piersią, dyszącą od śpiesznego biegu, wzrokiem powiodła po dość liczném towarzystwie, które przed otwartemi na ogród drzwiami siedziało na ustawionych w półkole fotelach i taburetach.
Obok gospodyni domu, która ożywione bardzo opowiadanie, na widok wchodzącéj córki, w połowie wyrazu przerwała, powstał zwolna wysoki, niemłody, pięknéj i wyniosłéj postawy mężczyzna. Pośród czarnego ubrania jego, u piersi, migotało kilka kolorowych wstążeczek, szkła ujęte w zaledwie widzialną złotą oprawę okrywały oczy, drobnemi zmarszczkami otoczone. Drobne zmarszczki osypywały téż czoło jego, niewysokie, ale pięknie zarysowane, i policzki, wolne od wszelkiego zarostu, czyniąc na piérwszy rzut oka twarz tę zestarzałą i zwiędłą. Odmładzały ją jednak po przyjrzeniu się, siwiejące wprawdzie, lecz gęste, a tu i owdzie czarne jeszcze włosy, białość zębów, ukazujących się we wpółuśmiechu, i zimny, lecz żywy blask siwych, przenikliwie z za szkieł patrzących źrenic.
— Adolphine! czy poznajesz pana Pomienieckiego? Była jeszcze dzieckiem, kiedyśmy się po raz ostatni spotkali.
— W Neapolu, — dorzucił z ukłonem i końce palców młodéj dziewczyny lekko uścisnął. Potém, zwracając się do pani Izabelli, półgłosem i po francuzku dodał:
— Ja-to-bym z trudnością poznać mógł pannę Adolfinę... Przyjm pani powinszowanie moje.
Zrozumiała znaczenie powinszowania tego i szczere uszczęśliwienie twarz jéj oblało.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —