szany śród nocy, — przerwała hrabina Cezarya — przekonałam się o tém w Wenecyi, gdzie przez całe noce słyszéć można śpiewanie gondolierów.
— O moja droga Ceziu!... śpiew gondolierów i pieśni pielgrzymów, to zupełnie co innego... to się porównać z sobą nie da! Upewniam cię, że żadna muzyka nie może tak podnieść, tak rozrzewnić, tak... udoskonalić ducha, jak te chóry cierpiących, którzy ze wszystkich stron świata przybywają tu po ulgę i ratunek.
— I znajdują je? — wymówił Pomieniecki, ale takim głosem, że niepodobna było powiedziéć na pewno, czy odezwanie się to jest zapytaniem, lub twierdzeniem. Przytém twarz jego przebiegło poruszenie bardzo charakterystyczne choć błyskawicznie szybkie. Było to nagłe zbieganie się ku sobie wszystkich zmarszczek, okalających oczy i usta jego, i błyśnięcie białych zębów z za cienkich, zwiędłych warg. Błyskawiczny ten ruch fizyognomii łatwo niespostrzeżonym, łatwiéj jeszcze niezrozumiałym mógł zostać. Pani Izabella nie dostrzegła go wcale. Z figlarnym gestem i uśmiechem szepnęła do gościa:
— Trzeba, żebyś pan tam był sam... koniecznie!
Ukłonił się z powagą, w milczeniu, i jak wprzódy, jak to było zapewne w zwyczaju jego, patrzéć zaczął kędyś wysoko, na pobladłe złocenia okalające sufit, na zdobiące sufit ten stare malowidła. Pani Izabella mówiła daléj:
— Wszystko to jednak niczém jest w porównaniu z wielką tą sceną, która następuje potém, a którą miałam szczęście widziéć kilka razy. Kto raz ujrzy widok ten, wiecznie go już pamiętać i tęsknić za nim będzie!
Westchnęła. Sanicka zawołała z naglącą niecierpliwością, a hrabina Cezarya zawtórowała jéj z lekkiém roztargnieniem:
— Jakiż to widok? Czy odprawiają tam nabożeństwo jakie?
— Mszę Ś-tą, — uroczyście odrzekła pani Izabella.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.
— 102 —