Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.
—  121 — 

umniejszyły się téż znacznie. Żytnicka bowiem wynalazła wkrótce wyborny środek przyjmowania w niezrozumiałéj rozmowie żywego udziału. Środek ten polegał na tém, że, za każdem przemówieniem jednéj z dwóch obok siedzących kobiet, zwracała się ona do mówiącéj i z potakującém trzęsieniem głowy mówiła:
Oui, oui! oui, oui!
Kiedy śmiały się, śmiała się także, gdy objawiały zadziwienie, podnosiła brwi i ramiona. Z pozoru przynajmniéj rzeczy biorąc, bawiła się wybornie.
— Szczegóły... ależ to cały dramat! Było to małżeństwo niedobrane. O ile on lubił zawsze świat, dwór, przyjemności i zaszczyty, o tyle ona była z usposobień prawdziwą gęsią. Cały świat mówił w swoim czasie o jéj dziwactwach. Stolicy nie lubiła, mieszkała przeważnie na wsi a kiedy musiała już zimę jaką przepędzić w mieście, żyła jak zamurowana. Stryj nie mógł nigdy za życia jéj utrzymać domu tak, jakby chciał i jakby mu z pozycyi jego wypadało, bo żona jego miała zasady... entends-tu, Isabelle? zasady!... Jednych przyjmować u siebie chciała, innych nie chciała; na prezentowanie się u dworu nie przystała nigdy; kiedy mąż jéj otrzymał urząd czynnego szambelana, wyjechała stanowczo na wieś i prawie się z nim rozstała. C’etait, ma chère, une idiote!
— Jednak... zasady... trzeba, ma chère, miéć zasady, — szepnęła pani Izabella.
Oui, oui! — potwierdziła pani Żytnicka.
Hrabinki oczy dziwnie błyszczały. Chowała snadź ona w sercu swém niejednę urazę do żony stryja, która miała zasady i na pamięci jéj mściła się z zawziętością, rozniecającą w pięknych źrenicach jéj ciemne światełka.
— Myślisz więc... — zaczęła pani Izabella.
— Myślę, że stryj zechce wynagrodzić sobie to, co stracił