działa w więzieniu. Widziéć Traupmana była to szansa prawdziwie szczęśliwa, ale i słuchanie o nim obudzało ciekawość wielką. Pani Izabella i Żytnicki słuchali: ona, ze splecionemi dłońmi, modląc się jakby w duchu za nieszczęsnego przestępcę, on, z wytrzeszczonemi oczyma i notując sobie pilnie w pamięci słyszane szczegóły, aby je módz opowiedziéć panu Janowi i Koci.
Na kamiennych wschodach ganku siedząc, Adolfina opowiadała Eugeniuszowi o świętych niewiastach, które dotąd były dla niéj ideałem i przedmiotem najgorętszego nabożeństwa. Przy łóżku jéj, nad klęcznikiem, wisiał zawsze obraz téj, która uwolniła od korony głowę swą, aby swobodnie módz ją pochylać nad przepaścią nędz ludzkich. Opowiadając, wpadała w zapał. Nagle i szorstko ostudził go trzeźwy zupełnie, lekkim śmiechem nabrzmiały, głos Eugeniusza:
— Chciéj mię pani oświecić, jakie następstwa z ofiar osoby téj wyniknęły dla ludzkości? czyż przez nie znikły ze świata łzy i cierpienia? Czy odtąd nikt już na ziemi nie płacze i nie cierpi?
Pytanie to zastanowiło ją.
— To prawda; wszyscy mówią, że świat jest zawsze pełnym cierpień.
— A doskonałość jéj czy zachęciła do doskonalenia się tych, którzy modlą się do niéj. Czy naśladuje ją matka pani, pani hrabina, pani Sanicka?
Myśl o tém, że wymienione osoby naśladują tę, która pogardziła bogactwami i zaszczytami, a wiodła życie wzniosłe i męczeńskie, myśl o tém, tak była sprzeczna z rzeczywistością, że na usta Adolfiny wywołała uśmiech.
— Widzi pani. Życie to więc, które panią tak zachwyca, bezowocném było i marnie straconém.
Adolfinę odkrycie to napełniło smutkiem.
Z czołem w dłoni słuchała go daléj w milczeniu.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.
— 127 —