Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.
—  136 — 

kwiarzami i koloryzowanemi aniołkami, długie spędzali chwile. Pani Izabella mówiła wiele, Pomieniecki słuchał umiejętnie. Mówiła o różnych rzeczach: o podróżach swych, miastach, w których przebywała, wspaniałych obchodach, które widywała, o sławnych kaznodziejach, których słyszała, i miłych znajomościach, które zawarła. Z tych ostatnich nie wymieniła tylko nigdy ani barona Hohenstaufen, ani księcia Roalkiczago. Często bardzo natomiast zwracała się ku osobie własnéj, ku przeszłości swéj, opiniom swym i uczuciom. Ku uczuciom szczególniéj. Powoli, powoli, odsłaniała przed gościem zasłonę tę, za którą kryła przed wszystkimi, — z wyjątkiem Boga — wielką pustkę, noszoną w sercu, i wszystkie, spoczywające na dnie téj pustki nieziszczone marzenia i nieuciszone tęsknoty... Szambelan był słuchaczem idealnym. Uważny zawsze, czasem wyrazem twarzy i poruszeniami głowy objawiał żywą aprobatą swą, lub głębokie współczucia. Słowa jego bywały rzadkie i krótkie, ale zarazem dziwnie podsycały rozmowę, tak, że z nich, jak z obfitego wątka, pani Izabella snuć mogła daléj długą nić swych zwierzeń. Co się tycze zwierzeń, to, gdy po raz piérwszy przed oczyma szambelana odsłonił się rąbek zasłony, okrywającéj owę pustkę, niewidzialna dłoń jakaś zgarnęła w promienisty snop wszystkie zmarszczki twarzy jego, a za szkłami, z siwych źrenic strzeliły skośne, chichocące błyski. Ale pani Izabella w chwili téj nie patrzała na niego, gdy zaś zwolna i z dziewiczém nieledwie zawstydzeniem podniosła wzrok, spuszczone powieki szambelana nadawały twarzy jego wyraz poważnéj i smutnéj trochę zadumy. Poważnym téż i smutnym trochę głosem powiedział on, że każdy mieszkaniec biednéj téj ziemi nosi w sobie nieziszczone marzenia jakieś i niezadowolone żądania, że każdy widzi przed sobą jakiś ideał szczęścia, a doścignąć go nie może... Najwyraźniéj mówił to o sobie. I w istocie, bywały dni, w których miał pozór człowieka, widzącego przed