dy dziecka takiego, dla tego, że było ono jéj dzieckiem, znaczyło to ze strony jego wiele... wiele...
Pod wpływem myśli téj, z nadzwyczajną uprzejmością rozmawiała z Eugeniuszem, i dzięki jéj, nazajutrz jeszcze była tak wesołą i promieniejącą, że, gdyby nie siwiejące trochę włosy, można-by ją było wziąć za starszą nieco siostrę jéj córki.
Przyszedł jednak dzień, w którym wesołość i promienność zmieniła się w rozmarzenie. Zmianę tę sprawiła hrabinka, która, rzecz dziwna! miewała snadź swoje zgryzoty, bo wpadła dnia pewnego do Odropola ze wzburzoną i silnie spłakaną twarzą.
— Co ci jest, Ceziu? co się stało? — ujmując ręce przyjaciółki, ze szczerém współczuciem zapytała pani Izabella.
Hrabinka więcéj jeszcze rozgniewaną była niż zmartwioną. Osunęła się na kanapkę, obu dłońmi wzburzyła swoje śliczne, złociste włosy, i ściskając gniewnie białe, drobne pięści, zawołała:
— To mi jest, że Ireneusz nie przestaje popełniać szaleństw!
— Hrabia Ireneusz! czy bawi on dotąd w Londynie?
— Ale gdzie tam! bawił tam zaledwie parę tygodni. Pojechał w celach... w celach gospodarskich, dla nabycia jakichś owiec... jakichś maszyn, czy ja wiem? Więcéj niż dwa miesiące nie miałam o nim wiadomości żadnéj, ale to żadnéj... przeczuwałam coś!... Teraz otrzymuję tu w Pominach list od mego adwokata, że Ireneusz znowu przegrał...
Zaczęła płakać.
— Co przegrał? uspokój się, droga moja! Co przegrał?
— Co przegrał? ależ pieniądze! ogromną sumę pieniędzy... wszystko co miał... więcéj niż miał... bo pisze, aby mu przysłać... Przysłać! ależ myśmy już prawie zrujnowani! Adwokat pisze, że pożyczyć jeszcze można, ale ostrzega, że za rok... wszystko się skończy i nie będziemy mieli wcale majątku!
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
— 138 —