Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

wiła po francuzku. Rzuciła się potém na stojący w kącie sali szezlong i głęboko, głośno odetchnęła.
— A jednak, — mówić zaczęła, — oddychanie rodzinném powietrzem ma w sobie coś szczególniéj błogiego, coś, co ożywia, uzdrawia, goi rany i zapełnia pustki!... czy nie doświadczasz tego, moje dziecko?
Dziewczyna zwróciła ku matce głębokie, ciemne, znudzone oczy i tonem zdziwienia odpowiedziała:
— Nie, mamo. Tu tak zimno i ten wiatr tak smutnie szumi.
Pani Izabella wyprostowała się, a wyraz twarzy jéj stał się pełnym powagi.
— Co mówisz, Adolfino? Odpowiedź twoja, tak sucha i obojętna, sprawiła mi wielką przykrość. Jakto! nie uczułaś słodyczy oddychania rodzinném powietrzem?
— Nie, mamo.
— Dlaczegoż to? powiedz mi, dziecko moje, dla czegoż?
Adolfina wzruszyła ramionami.
— We Włoszech ciepléj, a w Paryżu weseléj, — odpowiedziała.
— Ależ tak, tak! — wołała pani Izabella, żywo poruszając się na szezlongu; — Włochy są cudowne, Paryż jest, co do gustu, elegancyi i wesołości, stolicą świata... I w innych jeszcze miejscach, spędziłyśmy, ma pauvre enfant, wiele chwil bardzo przyjemnych... rok temu naprzykład, pamiętasz? jechałyśmy o téj porze z Karlsbadu do Szlangenbadu. Co za urocze, malownicze miejsce ten Szlangenbad! a potém... z księciem Rogolkiczago... Czy pamiętasz jeszcze księcia Rogolkiczago? co to była za piękna dusza, choć Rumun i z narodu barbarzyńskiego. Bo Rumuni, moje dziecko, Turcy, Serbowie i inne podobne narody są barbarzyńcami i czasem nawet nie chrześcijanami. Ale i między nimi bywają piękne dusze, które Pan Jezus obdarzył zdolnością do poznawania najwyższych prawd.