Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
—  151 — 

rana! z sercem rozdartém! Pawełku! słuchaj-że! mój Pawełku najdroższy!
— A co Kociu? „do pomyślnéj rezolucyi doprowadzisz, w wypadku takim honorarya... honorarya... honorarya...
— Oj! żebym ja mędrsza była, niż jestem, zrobiła-bym ci ja honorarya takie, żeby ci ani jednego włosa w czuprynie nie zostało... Słuchaj-że!..
Tu poskoczyła, usta do samego otworu ucha mężowskiego przyłożyła i z całéj swéj niemałéj siły wrzasnęła:
— Brat Ignacy...
— Jezus Marya! — rzucił się i wyprostował Żytnicki, lecz wnet do zimnéj swéj krwi wracając, spokojnie wymówił: — Ależ wrzeszczysz!... czegóż chcesz? mów prędzéj i idź sobie, bo czasu nie mam...
— Przyjeżdża! — nawpół wyłkała, a nawpół zaśmiała się Żytnicka.
— Kto?
— Brat...
Nie mogła daléj mówić. Wzruszenie ją dławiło.
Żytnicki, jak sprężyną ruszony, wstał z krzesła.
— A! — rzekł, — to co innego. A kiedyż?
— Dziś... dziś... dziś...
— O!
Twarz jego oblała się pogodą, niemal radością.
— Trzeba jechać po niego na stacyą kolei...
— Mój Pawełku, jedź!
— A jakże... przyjemność dla nas taka i... honor! Do koczobryka zaprządz każę i budę podnieść...
— Nie budę ale fordekiel... — poprawiła żona, potém jednak z energią dodała, — nie! nie! nie koczobrykiem...
— A czémże...
— Koczem, koniecznie koczem...