Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten książę Rogolkiczago, naprzykład, pamiętasz jak był olśniony bazyliką i jak go zachwyciła uroczystość nocnych kąpieli w cudowném źródle. Jestem pewna, że wrócił do ojczyzny swéj, pełen uświęcających wspomnień.. Ale.. à propos ojczyzny...
Tu niepodobne do powstrzymania ziewnięcie otworzyło szeroko kształtne i delikatne jéj usta.
— Martwisz mię bardzo, Adolfino, obojętnością swoją dla rodzinnéj swéj ziemi. Jakże możesz mówić, że to zimno i że ten szum wiatru smutne sprawia wrażenie! Car enfin... to blade niebo, to zimne powietrze, te szumy wiatrów, ta ziemia, te drzewa... wszystko to, słowem, jest naszą ojczyzną!
Tym razem po bladawych ustach dziewczyny przebiegł szybki uśmieszek.
Nie patrząc na matkę, zapytała krótko:
— A Rzym?
— Rzym! — zawołała pani Izabella, — o tak! cieszę się bardzo, że dałam ci poznać święte to miasto i że wyryło się ono w pamięci twojéj śladami, których życie całe zetrzéć nie zdoła. Zresztą mam nadzieję, że wrócimy jeszcze nieraz do téj stolicy świata i przepędzimy tam niejednę zimę, pełną uświęcających wzruszeń i zachwytów... Rzym, dziecię moje, jest bez zaprzeczenia ojczyzną dusz naszych; nie przeszkadza to jednak temu, że powinnyśmy się cieszyć, iż nakoniec... oddychamy rodzinném powietrzem, widzimy to niebo, tę ziemię, te drzewa, ten wiatr... wszystko to, słowem, co powinniśmy kochać!
— Kochać? — wymówiła Adolfina półgłosem i tonem takim, jakby nowe pytanie to zadawała nie matce swéj, ale gwieździe, która śród rozłogu nieba błysnęła mdlejącą co chwila iskrą.
— Tak, kochać! — z akcentem przekonania w głosie powtórzyła pani Izabella; — smuci mię to bardzo, że zdajesz