Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.
—  153 — 

Powierzchowność Ignacego Kołowicza była bardzo wybitną i odrębną. Lat około czterdziestu, wysoki i silnéj budowy ciała, posiadał on postawę, któréj nie można było ściśle nazwać wspaniałą, która jednak wyraźnie sprawienie wrażenia wspaniałości na celu miała. Był to pewien sposób podnoszenia głowy i wydymania piersi, jakotéż i niżéj położonych okolic, zdający się nieustannie opowiadać światu: „jestem poważny! jestem ważny! jestem możny!“ Twarz jego, o rysach zaokrąglonych i świeżéj, kwitnącéj cerze, połyskiwała jak atłas od systematycznego i niezmiernie starannego golenia. Wąsów nie posiadał on ani śladu; w zamian, po obu stronach policzków, dolną ich część zajmując, wyrastały bokobrody, gęste a tak długie, że śpiczastemi końcami aż do połowy piersi opadały. Pomiędzy bokobrodami, broda pulchna, całkiem naga, błyszczała. Pod krótko ostrzyżonym ciemnym włosem, wązkie czoło Kołowicza fałdowało się w kilka bruzd niegłębokich, lecz zawsze zdradzających, że życie jego nie było pozbawione trosk, pracy i myślenia. Istotnie téż i oczy jego, małe, szarawe, świadczyły, iż bezmyślnym on nie był. Były one ruchliwe i błyszczące, posiadały dużo żywości i sprytu, który téż chwilami łączył się z wyrazem łagodnéj i wesołéj dobroduszności. Nos Kołowicza, podobny do nosa pani Konstancyi, mały był i zadarty. Przeważna jednak część charakterystyki twarzy jego mieściła się w wyrazie ust i układzie warg. Usta te, w téj przynajmniéj chwili powitań rodzinnych, zarysowywały od czasu do czasu uśmiech dobroduszny, serdeczny, prawie rozrzewniony; lecz gdy tylko uśmiech ten znikał, wargi wygolone, pulchne, błyszczące, wydymały się i układały w sposób, znamionujący uczucie nieskończonéj powagi czy wagi własnéj, albo téż równie nieskończonego zadowolenia z siebie. Wtedy z pomiędzy warg tych wydobywał się dźwięk szczególny, przeciągłe dmuchnięcie raczéj, mogące tłómaczyć się przez zgłoskę: pchchuuu! Znaczyć