Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
—  154 — 

to mogło: „dobrze mi!“, albo: „Ot jaki ja!“, albo jeszcze: „co mi tam!“ Gest Kołowicza okrągły był i poważny, ubranie jego odznaczało się kosztownością materyału i ścisłém zastosowaniem kroju do ostatniéj mody. Koszula śnieżna i jak pancerz sztywna wydymała się u jego piersi, poniżéj gruby łańcuch złoty brzęczał mnóztwem breloków. Szerokie i krótkie ręce świeciły parą kosztownych pierścieni, końce grubych palców zaopatrzone były w bardzo długie, aż do kredowéj białości wyczyszczone, zaostrzone i wyglansowane paznogcie.
Żytnicka krzątała się około pojenia i karmienia brata ze szczerą a głośną i pełną łez i śmiechu czułością. On ścigał ją wzrokiem uradowanym także i dobrodusznie do niéj się uśmiechał.
— Poczciwa Kostusia! — mówił, — ja i wiedział, że ty ze mnie będziesz rada!...
— Rada? ależ ja taka jestem szczęśliwa... ty taki dobry... taką drogę odbyć, aby do nas przyjechać!
Jeszczeby! — odparł Kołowicz, — żeby nie przyjechać! Do Petersburga interes miałem.. tam... o jaki to podrad... Na miesiąc urlop wziąłem, tydzień mi od interesów został... Ot ja tu i przyjechał, żeby zobaczyć, co się z wami dzieje, jak żyjecie, czy mnie jeszcze trochę lubicie? Ppchchuuu!
Na te słowa pani Konstancya odpowiedziała uściskiem tak gwałtownym, że aż w nim wspaniałe bokobrody Kotowicza lekkiemu uległy nieładowi; Żytnicki zaś wstał z krzesła, ukłonił się, i przez chwilę pod bujnym wąsem mruczał coś, ale co? tego już śród wykrzyków i głośnych całusów pani Konstancyi dosłyszéć było niepodobna.
— Ignasiu, Ignasieczku! jedz-że, mój drogi, jedz! tobie może u nas wszystko niesmaczne będzie; tyś pewnie przywykł do królewskich przysmaków. Ale czém chata bogata, tém rada! Biufsztyczek z polędwicy, kartofelki smażone, i... sardelowe masło.