Sardelowém masłem, jako przysmakiem zupełnie w domu jéj extraordynaryjnym, Żytnicka była widocznie dumną. Chełpiła się niém i podsuwała je wciąż bratu.
— O! widzisz, — powtórzyła, — sardelowe masło! toż to panowie jadają... Ja tam tego nie lubię. Dla mnie to paskudztwo. Ale tyś pan... jedz!
Jadł i po chwili zapytał:
— No, a czy miewacie tu dobry kawior?
Żytnicka zbladła.
— W zimie miewamy, ale teraz jeszcze niéma... — odrzekła z głębokim żalem.
— A pan generał jest amatorem kawioru? — zapytał Żytnicki.
— Ej nie! nadojadł! tam tylko to i robisz, że kawior i różne ryby, wędzone, a solone, jesz. Pchchuuu! Ot wiesz co, Kostusia, każ ty mnie jutro barszczyku zgotować, takiego litewskiego barszczyku ze śmietaną i... i... z wie... wie... wiet... jakże się to nazywa?
— Z wędlinką? — podchwycił Żytnicki.
— Aha, z wędlinką! ja i zapomniał już gadać po dawnemu, niech licho porwie! Dwadzieścia lat, jak za skraj świata wyjechał, a tylko służba i interesy w głowie... Pchchuuu!...
W téj chwili wszedł do jadalnego pokoju Eugeniusz. Stałą to już było zasadą jego, że gdy w Błoniu byli goście, on zjawiał się pośród towarzystwa o ile mógł najpóźniéj. Pochodziło to w części z lekceważenia dla osób odwiedzających Błonie, w części zaś, ze względu, że osoba, zjawiająca się późno, zauważoną zostać i effekt pewien sprawić musi. Jakoż, wejście jego sprawiło przedewszystkiém silne wrażenie na Żytnickiéj. Rzuciła się ku niemu, porwała za rękę i przedstawiła bratu z zapałem niesłychanym:
— Ty go widziałeś już, ale kiedy dzieckiem był jeszcze... Teraz kawaler z niego słuszny i bardzo rozumny... o! wy to
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.
— 155 —