Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.
—  164 — 

na nim, w nim, bo i napełniające go uczucie, samoważności i samozadowolenia także. Oprócz tego, praca ta życiowa przyniosła mu i umysłowe korzyści znaczne. Była to wiedza taka, którą, gdy podzielił się z mieszkańcami Błonia, Żytnicka uczuła zawrót głowy, jak od upicia się. Przerozmaite nazwy miejsc i ludów, z ust brata do uszu jéj płynące, odurzyły ją, ogłuszyły, rzec można, chwilowo zidyotyzowały. Ułożywszy do snu drogiego gościa swego i wycałowawszy go na dobranoc, tak zupełnie, jak całowała go, gdy był małym, osieroconym po matce jéj braciszkiem, szła ze świecą w ręku przez salonik, przedpokój i pokój jadalny, szepcąc wciąż, niby pacierz:
— Kangarya, Mandżurya, Buchara, Chiwa... O Jezu najmiłosierniejszy! Chiwa, Fer... fer... fergam, Turkestan, Afganistan... O Matko ty przenajświętsza!
Zaszła jéj drogę kucharka, Wikcia, chwiejąca się prawie na nogach z senności i znużenia, i zapytała: czy pani każe z samego rana oskubać indyka?
Żytnicka wypatrzyła na nią wzrok nieprzytomny i odpowiedziała:
— Kypczaki, Kumyki, Woguły...
Poczém najobojętniéj poszła daléj.
— Pani! — wołała za nią sługa, — proszęż zadysponować... potém pani krzyczéć będzie... ja nie wiem, co robić: skubać indyka, czy nie skubać?
W progu sypialni odwróciła się twarzą do służącéj.
— Skub! — krzyknęła, i zaraz potém, z miejsca się nie ruszając, z oczyma w ziemię utkwionemi, znowu szeptać zaczęła.
Żytnicki, który leżał już w posłaniu, zawołał na nią, aby spać szła i jemu do snu nie przeszkadzała.
— Co? — zapytała tonem echowym.
— Spać idź!