Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.
—  168 — 

raz, nad wieczorem, szedł drogą, ku odropolskiemu dworowi wiodącą, ale zobaczył z dala czarny, poważny, pański ekwipaż Pomienieckiego, w tym samym kierunku posuwający się, i natychmiast zwrócił się w stronę inną. Zaledwie kilka razy widział on szambelana, nigdy z nim nie rozmawiał, nie wiele o nim wiedział; jednak uczuwał doń taką nienawiść, że teraz, gdy powóz jego z dala zobaczył, wydało mu się, iż Kołowicza serdecznie kocha. Dla czego w myśli swéj i swych uczuciach rozdzielał on dwu tych ludzi tak wielką różnicą? I Pomieniecki przecież umiał żyć i używać, był więc na swój sposób rozumnym. Tak, ale był on téż arystokratą. Pierworodnego grzechu tego nic w oczach Eugeniusza, oprócz ładnéj kibici i twarzy kobiecéj, okupić nie mogło. Dla kobiet z kasty téj mógł on jeszcze pobłażliwym bywać, dla mężczyzn... nigdy. Wszyscy oni, bez wyjątku, wykreślonymi być musieli z planu i budowy nowego świata. Kołowicz arystokratą nie był; był wprawdzie biurokratą, a dla biurokratów nie było téż żadnego miejsca w świecie nowym. Zawsze jednak drugi ten gatunek „starzyzny“ był o wiele znośniejszym od piérwszego. Eugeniusz uczuwał pomiędzy nim a sobą nieokreślone pokrewieństwo jakieś, nie uczuwał zaś wobec niego nieustannéj potrzeby stania na straży swéj osobistéj godności, która-to potrzeba ścigała go, gdy się znajdował wobec arystokratów. Ani razu jeszcze nie powiedział on do Kołowicza: „chłopem jestem!“
W połowie trzeciego dnia pobytu Kołowicza w Błoniu, zjawił się tam konny posłaniec z Sanowa. Przywoził on list do pani Konstancyi. Pani Julia pisała, że spodziewa się na herbatkę gości, o których oznajmiła jéj poczciwa hrabinka, Cezia. „Może i ty, kochana Kostuniu, wraz z mężem, z wychowańcem i szanownym swym bratem, powiększyć zechcesz nasze kółeczko. Wszak nie odmówisz mi téj przyjemności. Dzieci moje już się za tobą stęskniły“. Było tam jeszcze parę