Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.
—  176 — 

Wobec gości, zajęcia i rozrywki wszelkie pierzchały, jako mgła. Oficyaliści, żydzi, łowieckie awantury, strachy, cuda, romantyczne historye i gorzelniane wiersze, szlafrok, meszty, cybuch, wszystkie słowem przybory i ozdoby chwil powszednich, szły w rozsypkę i zaniedbanie. Wygolony, wyświeżony, czarny tużurek ukrywając pod białym fartuchem, z głową przybraną w białą myckę kucharską, Sanicki, nie szedł, ale biegł przez dziedziniec, do oficyny, gdzie znajdowała się kuchnia, kuchnia zostająca, niestety! pod rządem ex-kuchcika, świeżo na majstra wyzwolonego, a który w dodatku dlatego tylko pozostawał jeszcze na stanowisku swém, iż miał nadzieję otrzymania prędzéj lub późniéj, od dwu lat zalegającéj pensyi. Nie byłoż świętym obowiązkiem gościnnego pana domu własnym trudem wynagrodzić niedostatki nie dość zręcznego sługi? Sanicki obowiązek ten spełniał sumiennie. Z księgą kucharską w ręku, tym jedynym drukiem, którego użyteczność rozumiał i oceniał, mieszał on, przyprawiał, dolewał, dosypywał, pot z czoła ocierał, co parę minut ręce mył i do żony z różnemi zapotrzebowaniami posyłał. Z posyłań tych Sanickiego do żony wyniknął posłaniec pani Julii do Błonia, na łeb na szyję pchnięty. List do Żytnickiéj pisała stojąc, na gotowalni, wpół ubrana... Miała bo téż i ona nie mało do zrobienia. Bilecik przyjaciółki młodości, pachnący i francuzki, otrzymała w chwili właśnie, kiedy wraz ze słynnym romansopisarzem francuzkim znajdowała się na wieczerzy u słynnéj paryzkiéj kokotki, Nany.
Festyn ten, jakkolwiek świetny, nie wymagał ani starannego ubioru, ani wystudyowanéj pozy. W wielkim i wysokim sypialnym pokoju, który téż, gdyby nie kilka łóżeczek dziecinnych z rozrzuconą pościelą i jedna sprężynowa kanapka, byłby równie pustym i nagim, jak gabinet Sanickiego, pani Julia siedziała na sprężynowéj kanapce, w tureckiéj trochę postawie, bo z podwiniętemi nogami, w krótkiéj kolorowéj spódnicy,