Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.
—  191 — 

ostatniego, o jego powierzchowności, rodzinie, temperamencie, zmianach humoru i t. p.
Nagle opowiadanie to przerwaném zostało wybuchem głośnego, serdecznego, prawdziwie dziewczęcego śmiechu. Był to śmiech Adolfiny. Zamyśloną z razu i roztargnioną ładny hrabia bawił rozmową swą dopóty, aż zdołał zabawić ją i rozśmieszyć. Z filuternym uśmiechem, i piękne szare oczy swe topiąc w ożywiającéj się coraz jéj twarzy, hrabia pokazywał jéj drobny przedmiot jakiś, u złotego łańcuszka przy zegarku zawieszony. Adolfina na widok przedmiotu tego zarumieniła się z razu gwałtownie, lecz potém wybuchnęła niepodobnym do powstrzymania śmiechem.
Qu’est ce? Adolphine? — niespokojnie trochę zapytała pani Izabella. — Hrabio! cóż to tak zabawnego pokazujesz pan mojéj córce?
— Co to, hrabio? — powtórzyli jednogłośnie oboje gospodarstwo.
Hrabia nie śmiał się. Na szczupłéj, bladéj, ładnéj jego twarzy osiadł wyraz prawdziwie angielskiéj flegmatyczności i powagi; jedna tylko powieka jego mrugała i jedno oko śmiało się. Odczepił od łańcuszka przedmiot, budzący śmiech Adolfiny, a powszechną ciekawość i, podnosząc go w dwu palcach, tak, aby przez ogół towarzystwa mógł być widzianym, z doskonałą powagą, i z lekka tylko szepleniąc, wymówił:
— To jest świnka!
W istocie, pomiędzy dwoma różowemi i w migdał wykrojonemi paznokciami hrabiego świeciła ślicznie i nadzwyczaj wiernie ze złota wyrzeźbiona świnka. Widok ten sprawił najrozmaitsze wrażenia.
Pani Izabella spuściła powieki i wydawała się nieco skandalizowaną. Żytniccy oboje i Sanicki zanieśli się od śmiechu; Kołowicz wytrzeszczył oczy z takiém zdumieniem, jak gdyby świadectwu oczu i uszu własnych wierzyć nie chciał; pani