Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.
—  193 — 

Przy zégarku hrabinki, kołysało się istotnie, ze złota, w postawie ryjącéj, wyrzeźbione zwierzątko.
— Mam ich i więcéj. Propaganda należy do obowiązków dobrego pornografa...
Mówiąc to, hrabia wyjął z kieszeni ubrania śliczny, z perłowéj konchy pugilaresik i wydobył z niego kilka złotych świnek.
— Komu z państwa służyć mogę? — zapytał z ukłonem, i pytające spojrzenia tocząc dokoła.
Łatwo było z postawy i wyrazów twarzy odgadnąć, kto w towarzystwie daru jego pożądał. Pani Izabella nie pożądała. Ruchem przerażonym trochę usunęła się w głąb’ kanapki i znaczące spojrzenie przesłała córce. Pomieniecki nie pożądał także. Patrzał w sufit i tylko zmarszczki jego zarysowywały mu na twarzy zwykły jego, z za maski jakby wytryskujący uśmiech. Zresztą, pożądali wszyscy, choć nikt, oprócz Kołowicza, uczuć swych nie objawiał. Kołowicz, zmęczony śmiechem tak, że aż obiema dłońmi sobie boki przyciskał, ukłonił się i rzekł:
— Doprawdy... jeżeli pan hrabia tak łaskaw... to taka śmieszna sztuka... ja jeszcze tego nigdy nie widział i nie słyszał...
Ale hrabia zaczął od dam. Zgrabny, swobodny, a bardzo poważny, i tylko śmiejące się spojrzenia ukośnie ku Adolfinie rzucający, przechodził on od jednéj osoby do drugiéj, z lekkiémi ukłonami, rozdając symbole stowarzyszenia, którego był członkiem. Hrabinka ścigała ruchy męża wzrokiem dziwnym, było w nim trochę czułości. Można by rzec, że hrabia, o którym mówiła przyjaciółce, że nie kochała go ani przez jeden dzień życia swego, w téj chwili obudzał w niéj pewną sympatyą. W téj chwili miał on w sobie coś działającego na nerwy... quelque chose d’agaçant. Pochylając się ku pani Julii, szepnęła: