Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.
—  194 — 

— Nieprawdaż, że Ireneusz przypomina w téj chwili, króla Krystyana, z les rois en exil, Daudeta?
Tu podniosła głowę. Lekka złośliwość, chęcią może zwrócenia na siebie uwagi męża wywołana, błysnęła w błękitném jéj oku. Z nerwowym trochę śmieszkiem zawołała:
— Dzieją się na świecie niespodzianki... Hrabia pojechał do Londynu po maszyny rolnicze, a przywiózł z Paryża...
— Stadko świnek! — z głębokim ku żonie ukłonem i szepleniąc nieco, dokończył hrabia.
Śmiech ogólny wybuchnął znowu. Wesołość serdeczna, bez skazy, bez cienia, ogarnęła wszystkich. Śmieli się i przyczepiali świnki do swych zegarków. Żytnicka przyczepiała swoję drżącémi od radości rękoma. Była tak przejęta wdzięcznością za dar otrzymany, że ciemną swą, zgrubiałą od gospodarskiéj pracy rękę, wyciągnęła ku hrabince:
— Dziękuję, — mówiła, — bardzo dziękuję!
— O!... — wymówiła hrabinka, i baczniéj niż wprzódy po ubraniu jéj okiem powiodła. — Jaki pani ma piękny szal!... zapewne brat przywiózł go pani z... Kaszaryi?
Piérwszy to raz przemówiła do dzierżawczyni, która ani tonu mowy jéj, cedzącego nieco sylaby, ani złośliwego wymienienia Kaszaryi nie zrozumiała, nie spostrzegła. Szczęśliwą się uczuła, że może znowu mówić o bracie, o bogactwach jego, zarówno jak o jego dobroci.
— O! — zaczęła, — pani hrabina nie wyobrazi sobie, jaki on dobry... kochał mię zawsze bardzo, a w tak dalekich stronach i na takim... takim stopniu zostając, nie zapomniał o mnie nigdy...
Łzy jéj w oczach stanęły. Hrabinka patrzała na nią uważnie i już bez złośliwości. Być może, iż wzajemne ku sobie przywiązanie rodzeństwa poruszyło w sercu jéj dobrą jakąś strunę. Ona sama rodzeństwa nie miała. Pomyślała może: