Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
—  201 — 

lany i resztkach srebra zastawioną, a jednak trwała krótko. Ku rzetelnéj rozpaczy Sanickiego, goście jedli mało, nieustannie tylko karmiąc, pojąc i pieszczotami osypując małego Karakałpaka, który nic wcale o to nie dbał, że mu blady Jasiek, ilekroć bez zwrócenia na siebie uwagi mógł to uczynić, pomiędzy dłońmi język pokazywał. Przez całe zresztą trwanie wieczerzy Fi-then-pu-li był prawdziwym bohaterem chwili. Po wieczerzy jednak już go do salonu z powrotem nie wprowadzono.
Okazało się, że zjadł i wypił za wiele, iż przy końcu kolacyi objawiły się symptomata, zdrowiu jego zagrażające, a które Kołowicza zmusiły do porwania za rękę kamerdynera swego i wyciągnięcia go na dziedziniec. Panie okazały się mocno zaniepokojonemi stanem zdrowia tego ślicznego Mongolika, w skutek czego Sanicki, w gościnności swéj nieograniczony, rozkazał Jaśkowi biedz co prędzéj do felczera, o półtory wiorsty mieszkającego, po odpowiednie porady i leki.
Po powrocie do salonu, zebrane osoby rozdzieliły się na grupy. Hrabinka przechadzała się po salonie z Eugeniuszem, żywą i wesołą prowadząc z nim rozmowę. — Towarzystwo chłopa, który był w uniwersytecie, zdawało się ją zajmować w stopniu dość wysokim. Być może, i nawet najpewniéj, wolała-by ona, aby, zamiast téj osobistości, u boku jéj znajdował się książę Latour d’Auvergne; skoro jednak Francya była daleko, i książę był daleko... Zresztą, towarzystwo to posiadało najzupełniéj charakter przygodności. Chwilka to była lekka, jako mgła, jak życie motyla, nietrwała. Eugeniusz, który dnia tego, pomimo małego udziału branego w rozmowach, bawił się nadspodziewanie dobrze, wydawał się z towarzyszki swéj więcéj niż zadowolonym.
Adolfina u jednego z okien rozmawiała z hrabią. Była ona znacznie mniéj zamyśloną, niż w chwili przybycia do Sanowa, trochę nawet rozbawioną. Od chwili do chwili spoj-