rzenie jéj biegło ku przechadzającéj się po salonie parze, lecz hrabia w sposób tak dowcipny opowiadał o jakiéjś turystce angielskiéj, którą spotkał kiedyś śród gór Alpejskich, że śmiać się musiała. Potém znowu z werwą, niepozbawioną nawet poetyczności, mówił o jednym z górskich krajobrazów, którym był zachwycony. Posiadał on pewne wykształcenie artystyczne, znał muzykę i wcale ładnie rysował.
Adolfina sądów i opisów jego estetycznych słuchała z żywém zajęciem.
Pani Izabella, widząc, że szambelan przysłuchuje się z uwagą toczonéj w kółku panów rozprawie Żytnickiego o maszynach rolniczych, wzięła z małego, na uboczu stojącego stolika przywieziony z sobą bardzo wytworny koszyk i wraz z panią Julią oddaliła się w głąb’ domu. Weszły do sypialnego pokoju, gdzie z za drzwi zamkniętych słychać było gwar i szczebiot dzieci, pod wodzą panny Berty, w chwili téj, i w tak zwanym dziecinnym pokoju, spożywających wieczerzę. Na gotowalni pani Julii paliła się świeca. Przy świetle jéj pani Izabella koszyk swój otworzyła i wyjęła zeń parę ładnych i kosztownych drobnostek. Były to stroje i stroiki z koronek, wstążek... Kibić przyjaciółki młodości ramieniem otaczając, zaczęła:
— Moja droga Żiuljetko, przywiozłam ci to z za granicy i proszę cię...
Nie mogła dokończyć, bo pani Julia, z namiętnym prawie wybuchem czułości i wdzięczności, rzuciła się jéj na szyję. Całowały się tak, jak wtedy, gdy, młodemi dziewczętami będąc, wspólnie stroiły się i bawiły. Oczy jednéj i drugiéj zapłynęły łzami:
— Moja biedna Żiulietko, ja cię tak rozumiem i tak żałuję... chciała-bym czémkolwiek przynieść ci ulgę, rozrywkę, przyjemność jaką...
— O ty... najlepsza! Tak, w niedoli mojéj, jedyna to
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.
— 202 —