wa Cezia, zawsze mię w książki zaopatruje. Teraz przywiozła mi Nanę i kilka innych podobnych. Cóż chcesz? — dodała ze smutnym uśmiechem, — odrywa to od rzeczywistości... upaja!
Panią Izabellę słowa te zasmuciły. Nie z gniewem, nie z oburzeniem, nie z uczuciem potępienia patrzyła na przyjaciółkę, lecz z litością:
— Żiuljetko! — zaczęła, — nie czytałam nigdy książek takich, ale wiem że wlewają one w dusze ludzkie... truciznę i że... są bardzo nieprzyzwoite...
Pani Julia odpowiedziéć miała, gdy za zamkniętémi drzwiami rozległo się naprzód silne stuknięcie, potém wielki krzyk dziecinny, a potém jeszcze gniewny i wysoko podniesiony głos panny Berty.
— O! co się tam dzieje! co się tam dzieje! — zawołała i wybiegła z pokoju, drzwi za sobą zamykając.
Pani Izabella została sama jedna, i — rzecz dziwna! wzrok jéj migotliwy w téj chwili, trwożny, jakby tkwił na książce z żółtą okładką i bujnym napisem. Odeszła od gotowalni i wnet ku niéj wróciła, zaczęła patrzéć w stronę łóżeczek dziecinnych, i wnet znowu na gotowalnią patrzała. Wyciągnęła nakoniec rękę, wzięła książkę, otworzyła ją na traf i oczyma przebiegać zaczęła. Lekki rumieniec opłynął twarz jéj. Czy wstydziła się, czy lękała się tego, co czyniła? W przyległym pokoju słychać było wciąż skarżące się i piskliwe krzyki dziecięce, a z niemi połączyły się głosy panny Berty i Sanickiéj, czyniących sobie wzajemne, jak się zdawało, wyrzuty. Pani Izabella czytała i uśmiech do powstrzymania niepodobny na usta jéj wybiegł. W chwili, gdy Sanicka wracała do sypialnego pokoju, książki w żółtéj okładce nie było już ani w ręku pani Izabelli, ani na gotowalni. Zniknęła. Pani Izabella trzymała tylko ładny koszyk swój, w którym przywiozła była
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.
— 204 —